Czego się nauczyłam w ciagu ostatnich 2 lat?
Więcej, niż dotychczas w swoim życiu. Zdziwisz się być może, jednak ostatnie dwa lata obfitowały w wiele trudnych, pełnych kryzysów chwil jak i cudownych powiewów wewnętrznej wolności, poczucia sprawczości i wpływu na swoje życie. Dzięki tej pracy zbliżyłam się do samej siebie. Zbudowałam na nowo. I zadecydowałam przede wszystkim o tym, czego już nie chcę więcej robić 🙂
Zrozumiałam, że:
- Wszystkie odpowiedzi są we mnie. Na fundamentalne sprawy mojego życia, poczucie własnej wartości, sensu, szczęścia, spełnienia znajdę odpowiedzi tylko i wyłącznie w sobie, bo to moje życie i nikt poza mną nie zna lepiej moich pragnień, potrzeb i marzeń. Przestałam pytać i beznamiętnie słuchać rad innych.
- Nie warto sobie i światu składać deklaracji na całe życie. Warto deklarować na tu i teraz. To nie znaczy, że jest w mnie niestabilność czy chwiejność emocjonalna. Wręcz odwrotnie. To dla mnie dojrzałość. Kiedy składam z całą pewnością i pełnym obrazem dnia dzisiejszego deklaracje, bez nuty złudnej nadziei i oczekiwania, że w przyszłości będzie lepiej. Raczej spodziewając się w przyszłości wszystkiego.
- Mam prawo myśleć i czuć inaczej. Tak. Mam prawo każdą sytuację, słowo, zdanie, gest przeżywać na swój sposób. Mam prawo do smutku i do radości. Mam prawo mieć swoje zdanie i swoje postrzeganie świata. Mam prawo być sobą i nie dostosowywać się do oczekiwań innych. Nauczyłam się mówić „nie”.
- Najważniejsza relacja mojego życia – to relacja z samą sobą. Relacja z osobą, z którą przyszło mi żyć do kresu moich dni. Jeśli nie pokocham siebie, swoich zalet i niedoskonałości, będę całe życie walczyć. Zamiast iść w górę, będę kuśtykać i patrzeć wstecz. Nieustannie wstydząc się – samej siebie.
- Największą ulgę poczułam, gdy wzięłam odpowiedzialność za swoje życie i swoje decyzje. Był taki czas w moim życiu, kiedy więcej kierowałam się tym co inni mówią i jak mi doradzają. Wynikało to przede wszystkim z braku zaufania do siebie i swoich decyzji jak również ucieczki przed ciężarem niepowodzeń oraz spodziewając się przykrych komentarzy od moich bliskich i znajomych. Najprościej mówiąc uciekałam od odpowiedzialności. Kiedy pierwszy raz odważyłam się pójść za samą sobą i tym czego pragnę, okazało się, że każde niepowodzenie to nie taka straszna porażka lecz doświadczanie życia, uczenie się siebie i poszukiwanie odpowiedzi, metodą prób i błędów.
- Wszystko mam w głowie. Blokady i oceany możliwości. Kiedy zrozumiałam, że to nie inni ludzie mnie blokują, lecz ja sama uzależniając swoje decyzje od reakcji innych osób, po prostu ich wypuściłam z głowy! Ot tak. Przestałam oczekiwać, że inni będą robić, reagować i mówić to, co sobie życzę i ja dałam innym wolność do swoich wyborów. Ależ poczułam ulgę.
- Mój mózg nie odróżnia faktu od opinii. To był przełom, kiedy zrozumiałam, że moje myśli wynikają z mojej ograniczonej podświadomości. Myśli, którymi się obciążałam nie są obiektywnym obrazem rzeczywistości, lecz moim wyobrażeniem, interpretacją zdarzeń i w większości spodziewaniem się czegoś złego (bez realnych podstaw). Te myśli mają źródło w dotychczasowym doświadczeniu i powstałych w przeszłości schematach i nawykach myślenia (często przejętych po rodzicach). Zrozumiałam, że podobnie jest ze zdaniami i opiniami wypowiadanymi przez innych. Są odzwierciedleniem ich osobistej rzeczywistości i przeżyć. Świat, relacje i sytuacje życiowe stały się lżejsze gdy zaczęłam obracać się w granicach faktów. Nie obarczając siebie, ani innych swoją ograniczoną podświadomością!
- Nie warto używać słów: zawsze, nigdy, na pewno, wszyscy, nikt…i całą masę innych generalizacji. To krzywdzi, ogranicza, upraszcza, niszczy relacje jak i własne postrzeganie siebie i swoich możliwości.
- Nie jestem doskonała. I to jest OK! Ot, po prostu zrozumiałam, że nigdy nie będę idealna i oprócz sukcesów będą się pojawiać również kryzysy. Daleko mi też do perfekcjonizmu. Był czas, kiedy wpadłam w sidła tej filozofii życia i to był czas, który mnie najmocniej zdołował i wyeksploatował! Bo to przecież męczące! Nieustanne udawanie lub wmawianie sobie, że zawsze jestem szczęśliwa, zadbana i wiem wszystko na każdy temat.
- Mam prawo czegoś nie wiedzieć :) ooo to było super doświadczenie, gdy spokorniałam i zaczęłam się uczyć od mądrzejszych ode mnie! Tylko wtedy kiedy zaakceptujesz, że są tematy, na które nie znasz odpowiedzi i to jest OK(!) , odważysz się zniżyć od poziomu ucznia i właśnie wtedy następuję piękny rozwój! Przestałam udawać, że znam się na wszystkim 🙂
- Żyję najlepiej jak potrafię, tak samo inni. Pełen szacunek należy się innym. Dla ich decyzji i wyborów. Każdy z nas żyje najlepiej jak potrafi. Nie mając pełnego obrazu cudzego życia i sytuacji, trudno o wysuwanie daleko idących wniosków. Staram się nie oceniać lecz zaufać, że postępujemy najlepiej jak potrafimy!
- W każdej chwili dokonuję najlepszego dla siebie wyboru. Uwolniłam się od ciągłego rozmyślania nad słusznością decyzji, kalkulowaniem co się bardziej mi opłacało, a co nie. Zanurzaniem się w proroctwa przyszłości i lękiem, że wybór jednak był dla mnie niekorzystny. Dałam sobie prawo by podejmować najlepszą dla siebie decyzję na tu i teraz.
- Warto rozliczyć się z przeszłością. Niesamowicie istotne jest zrozumienie mechanizmów przeszłości, które nami rządzą kiedy nie jesteśmy tego świadomi. Tak było w moim przypadku. Dzięki głębokiej psychoterapii zlokalizowałam i dałam zrozumienie tym zakamarkom mojej duszy, które jak bumerang wracały w najmniej oczekiwanych momentach mojego życia. Pozbyłam się obciążających wspomnień i przestałam zmuszać się do tego co mi nie służy.
- Mam wspaniałe talenty! Wyszłam z głębokiego przekonania o tym, że jestem beztalenciem. Dzięki odkrytym talentom Gallupa uświadomiłam jaka siła we mnie drzemie i jakie pokłady osobistego potencjału mam do zaoferowania światu. Dzięki talentom zrozumiałam też samą siebie i swoje potrzeby, których brak zaspokojenia objawiał się frustracją i niespełnieniem. Przestałam się skupiać tylko na tym co mi nie wychodzi i co jest moją słabością.
- Bez mojego szczęścia i spełnienia nie będzie szczęścia moich dzieci i męża. Można się poświęcać, stawiać dobro innych ponad swoje, realizować potrzeby innych ponad swoje. Można. Lecz mi to nie dawało satysfakcji. Zapominanie o swoich potrzebach i zaniedbywanie własnych pragnień, marzeń, aspiracji jak bumerang wracało w „słabszy czas”. Objawiało się konfliktem, krzykiem, płaczem, rozbiciem, a nawet depresją. Obraz jaki tworzył się w oczach moich dzieci, to obraz matki smutnej, płaczącej, nieszczęśliwej, ale też matki, do której należy tylko i wyłącznie dbanie o dom, rodzinę, zakupy i sprzątanie czy zawodowe niespełnienie. Kiedy uświadomiłam sobie, że często powtarzamy wzorce naszych rodziców zrozumiałam, że nie chcę, aby moje dzieci dorosły z takim właśnie obrazem kobiety, żony i matki, bo podobnego wzorca mogą szukać w przyszłości wybierając swoich partnerów życiowych.
- Rozwój dwojga partnerów jest możliwy, choć następuje wolniej. Według mnie to lepsze niż ciche oddalanie się od siebie kosztem jednej strony. Zrozumiałam, że posiadanie rodziny i dzieci nie jest równoznaczne z rezygnacją z wcześniejszych planów. Do tej pory w większości spotykałam rodziny, w których tylko jedna strona inwestowała w rozwój i realizowanie marzeń, a druga ogarniała dom i rodzinę. To była dla mnie opcja do kitu! Taka przestrzeń do rozwoju (jaki by on nie był) jest potrzebna obojgu partnerom. Zapominanie o wzajemnych potrzebach, planach i indywidualnych marzeniach niszczy związek. Każdy ma prawo się realizować, zaspokajać swoje potrzeby jak i spełniać marzenia! Sztuką jest znaleźć odpowiedni sposób i tempo dostosowane do aktualnej sytuacji rodziny. Zaważyłam, że szczęśliwy związek jest wtedy gdy szanujemy się, akceptujemy potrzeby i wspieramy w indywidualnych celach.
Leave a Reply